Opowiada zatroskana mama, która nadal
szuka i prosi o pomoc dla swojej córki.
Nasza córeczka Zuzia (8 lat) ma mutyzm wybiórczy (MW). Czekamy na potwierdzenie rozpoznania MW u psychiatry, ale
teraz wizyta pewnie się przesunie. Mieszkamy na południu Polski. Mam dużo do
opowiadania. Spróbuję
pomalutku.
Już od jakiegoś czasu śledzę na grupie Pani porady i wpisy
innych rodziców i zbieram się w sobie, żeby napisać. Zuzia jest teraz w
pierwszej klasie. Zaczęła chodzić do przedszkola od 5-latków. Weszła do grupy
starszych dzieci, 5-latków było tam sześcioro. Nic nie mówiła i nie jadła. Pani
fortelem przekonała ją do jedzenia - że jak nie będzie jadła, to trafi do innej
grupy i w tej kwestii, to pomogło. Jednak
postraszenie, że trafi do maluchów, jak nie będzie mówić, a może i do
szpitala, to już nawet nie jest niewinny podstęp, nie pomogło.
Był już początek listopada i czułam, że musimy działać. Znalazłam
informację o MW, podsunęłam je Pani w przedszkolu, rozmawiałyśmy. Wiem, że na
swój sposób się starała. Zuzia po jakimś czasie znalazła 2 dziewczynki do
których nawet coś czasem powiedziała szeptem. Chętnie we wszystkim brała
udział, ale oczywiście niewerbalnie. Pod koniec roku zaprzyjaźniła się bardziej
z jednym chłopczykiem, swoim równolatkiem i w jego obecności śmiała się i
rozmawiała w głos. Drugi rok w przedszkolu, czyli 6-latki, przyniósł zmianę
grupy (starsze dzieci poszły już do szkoły). Zuzia z gronem swoich równolatków
trafiła do grupy z przewagą dzieci młodszych. Wychowawczyni wiedziała o
trudnościach Zuzi, prowadziła mnóstwo zabaw rytmicznych, ruchowych i śpiewu. We
wszystkim córka chętnie brała udział, dalej najchętniej bawiła się ze swoim
kolegą, czasem to już nawet rozrabiali. W grupie była też młodsza jej koleżanka
z bloku, z którą zna się z podwórka. Najpierw był to dla niej paradoksalnie
problem, bo bała się co ma teraz zrobić - " Przecież Zosia wie, że ja
mówię, a w przedszkolu ja nie mówię!" Potem Zosia stała się jej głosem. Zuzia
zaczęła nawet śpiewać w grupie, kiedy nikt nie zwracał uwagi. Pani robiła
wszystko, żeby czuła się dobrze. I tak z nadzieją i optymizmem czekaliśmy na
szkołę.
Zuzia miała dużą determinację i twierdziła, że w szkole na
pewno będzie mówić. Zdecydowaliśmy, że córka pójdzie do szkoły publicznej.
Wiosną byliśmy na rozmowie, opowiedzieliśmy o trudnościach Zuzi.
Podczas wakacji mieliśmy spotkania integracyjne. Ostatecznie Zuzia poszła sama
do tej szkoły, liczyła na swojego kolegę, ale jego rodzice zdecydowali się na
inną szkołę w naszym mieście. Pozostałe dzieci z grupy są dla niej tymi, które
wiedzą, że ona nie mówi, kiedy spotykamy się przypadkiem, Zuzia się chowa za
mnie. Pomyślałam więc, że może nowe otoczenie będzie dla niej szansą? Powstały
w tej szkole dwie klasy po 20 uczniów. Zuzia poszła do szkoły z ciekawością,
chociaż oczywiście nie bez obaw. Bardzo się starała, ale nie udało się. Ma
bardzo miłą, ciepłą Panią wychowawczynię. Okazało się jednak, że mimo
wcześniejszych zapewnień o poinformowaniu kadry, nic o Zuzi trudnościach nie
wiedziała. Zaczęłyśmy rozmowy i próby pewnych kroków - jakieś dodatkowe
spotkania na przerwie. Zuzia czasem coś powiedziała szeptem, zgłosiła, że
czegoś nie potrafi, i w momencie, kiedy Pani chciała się bardziej zaangażować
okazało się, że problemem jest brak oficjalnej diagnozy.
Zgłosiliśmy się do poradni już we wrześniu. Po wywiadzie i
jednym spotkaniu musieliśmy zacząć od początku, ponieważ zmieniła się Pani
psycholog. Teraz Zuzia objęta jest trapią gabinetową. Pracują nad
rozpoznawaniem emocji i nazywaniem ich, nad metodami relaksacji. W połowie
stycznia otrzymałam opinię o potrzebie objęcia dziecka pomocą
psychologiczno-pedagogiczną w szkole i wskazaniem poszerzenia diagnostyki pod
kątem MW. W tym czasie (tj. od października do stycznia) szkoła zamknęła się na
próby jakichkolwiek działań wymawiając się czekaniem na fachową opinię.
Zuzia przestała w ogóle mówić.
W szkole jest psycholog z PPP do pracy z dziećmi z
orzeczeniem. Postanowiłam prosić o pomoc. Przedstawiłam sytuację. Dowiedziałam
się, że to szczyt góry lodowej problemów córki i że często dzieci takie w
efekcie nie mogą uczyć się w zwykłej szkole, że powinnam zgłosić się do Poradni
specjalizującej się w problemie np. w Krakowie, wyjechać na turnus w ferie i pogodzić się z myślą, że to MW. Od razu
dowiedziałam się, że w szkole trudno będzie o pomoc, bo pani zajmuje się tylko
dziećmi z orzeczeniem. Tak mijał czas.
Wychowawczyni coraz bardziej wycofywała się z wcześniejszych
propozycji, np spotkania poza szkołą. Zapoznałam się z rodzicami dziewczynki,
którą najbardziej córka polubiła. Wiedzą o trudnościach Zuzi. Udało nam się
spotkać kilka razy. Dziewczynki bawią się, wygłupiają; ostatnio (tzn. w lutym) Zuzia
śmiała się przy niej w głos i udawały różne odgłosy. Ja cały czas się
dokształcam. Przeczytałam Mutyzm wybiórczy - Kompendium wiedzy. M.Johnson, mąż
odnalazł Panią i Pani książki: ,,Mutyzm wybiórczy - poradnik dla rodziców, nauczycieli i specjalistów" i ,,Mutyzm wybiórczy - skuteczne metody terapii". Mam je i chciałam się podzielić wiedzą, porozmawiać, ale za każdym razem
słyszałam „Proszę czekać na formalną diagnozę". W PPP powiedziano mi, że
to potrwa, a w tym czasie oni nie będą niczego przekazywać szkole.
W grudniu okazało się, że Zuzia musi być traktowana jak
każde inne dziecko i nauczyciele zaczęli wstawiać jej adekwatne oceny (tj. punkty, które dla dzieci są równoznaczne z ocenami). Namówiłam Zuzię, żeby
zaśpiewała coś, przeczytała coś i czy zgodziłaby się na odtworzenie tego
nauczycielom, żeby ją w ogóle usłyszeli. Zrobiła to chętnie, choć najpierw
zgadzała się tylko na odtworzenie nagrania swojej wychowawczyni, potem zgodziła
się na wszystkich. Wybraliśmy się na konsultacje z nauczycielami razem z mężem,
to był już grudzień, Poinformowałam Wychowawcę, że mam od Zuzi niespodziankę -
nagranie i dowiedziałam się, że muszę poprosić Dyrekcję o zgodę na wysłuchanie nagrania.
Zgodę otrzymałam, ale z informacją, żebym nie oczekiwała, że wpłynie to na
zmianę oceny semestralnej! Przecież nam
nie o to chodziło. Nauczyciele ze zdziwieniem odsłuchali po raz pierwszy głosu Zuzi
( "A to ona potrafi tak mówić?" i zdziwiliśmy się my, bo już od
początku informowaliśmy o wszystkim i prosiliśmy o przekazanie informacji dalej
i dostaliśmy takie zapewnienie. Tak, Zuzia normalnie mówi, szaleje w domu z
braćmi, rządzi, też pyskuje. Oczywiście,
kiedy odnalazłam przyczynę jej zachowań, już w przedszkolu, przeanalizowałam
wspomnienia i okazało się, że jest bardziej czasami nieśmiała i że nie mówi nie
tylko w przedszkolu, czy teraz w szkole, ale również do osób, z którymi jest w
dalszych relacjach. Tak ciągle mijał czas, Pani unikała ze mną rozmów.
Wreszcie doczekałam się opinii. Dyrekcja poinformowała
mnie, że przedstawi ją na najbliższej konferencji Rady Pedagogicznej. W tym
czasie Zuzia coraz częściej przynosiła do domu wszystko, co jej dałam do
jedzenia, zaczęła od razu po wyjściu ze szkoły potrzebować skorzystać z
toalety. Powiedziałam o tym szkolnej Pani Psycholog i dowiedziałam się, że to
trzeba powiedzieć w Poradni i jest to tam do przepracowania. Poprosiłam o
zwrócenie na te potrzeby uwagi Panią wychowawczynię, ale nie wiem jak to robi.
Zuzia ma już łatkę dziewczynki, która nie mówi; jedna z
koleżanek podszczypuje ją, robi jej pokrzywkę. Zuzia - wiadomo, nic nie mówi.
Wszyscy myślą, że dziewczynki bardzo się lubią, bo często są koło siebie. Bo w
tej chwili mało kto jest już koło Zuzi. "Mamo, ja najczęściej stoję
tu" i pokazuje mi taką małą wnękę w ścianie. Na spotkanie po ustaleniu
działań wobec Zuzi zaproszono mnie do sali lekcyjnej córki, do tylnej ławki!!!
Nie zgodziłam się na taką formę spotkania. Znalazł się gabinet pedagoga. Formy
realizacji pomocy przedstawiła mi Pani Psycholog i Wychowawczyni. Spotkanie
zaczęły od słów " Przygotowałyśmy metodę sprawdzania wiedzy Zuzi tak, żeby
córka nie miała problemów z promocją do 2 klasy. Naprawdę nie wiedziałam, co
powiedzieć. Zuzia wszystkie pisemne zadania wykonuje bardzo ładnie, nie ma
problemów z materiałem.
Pomoc ma wyglądać tak, że na wskazanej przez nauczyciela
przerwie mam przyjechać z nagranym materiałem do oceny. Po jakimś czasie ma
wejść ze mną Zuzia, a po jakimś dłuższym czasie Zuzia i jej koleżanka, itp. To
jest metoda małych kroków. Zapytałam Panią psycholog po jakim czasie? Co jeśli
nie będzie gotowa? Że oczekuję pomocy, pomocy w pokonaniu lęku, a nie tylko
zaliczeniu materiału. Pani Psycholog w dalszej rozmowie przyznała, że nie wie
kim jest Maggie Johnson, ani nie zna Pani. Pokazałam jej literaturę,
opowiedziałam o terapii na terenie szkoły. I coraz bardziej się zasmucałam. MW
nie kwalifikuje się do żadnych oddziaływań, nawet gdyby Zuzia miała orzeczenie,
to przysługiwałaby jej 1 godzina socjoterapii w tygodniu, a kto miałby to
prowadzić? I byłby problem, żeby zebrała się grupa, a poza tym, komu by się
opłacało przyjeżdżać i prowadzić 1 godz. zajęć? Postanowiłam działać. Wybrałam
się do PPP porozmawiać z Panią prowadzącą Zuzię.
Opinia ma jednak przecież konkretne sugestie do pracy.
Dowiedziałam się, że Poradnia nie ma żadnego wpływu na to, jak zastosuje się do
opinii szkoła?! Próbowałam porozmawiać z wychowawczynią i prosić o pomoc,
usłyszałam, że stawiam Ją w trudnej sytuacji i że Ona może stosować się tylko
do tego, co ustaliła ze szkolną P .psycholog. Czemu nie chcę zaufać
specjaliście? - usłyszałam.
Razem z mężem umówiliśmy się na rozmowę do Dyrekcji. Prośba
o jakąś dodatkową godzinę z wychowawczynią jest odrzucana od początku (już
wcześniej, kiedy o to prosiłam - Zuzia bardzo była chętna i to właśnie swoją
Panią wskazywała na tą, przy której chciałaby zacząć mówić - słyszałam, że jest
to niewychowawcze, bo co powiedziałyby inne dzieci na to, że Zuzia ma więcej
zajęć z Panią, a one nie). Teraz usłyszeliśmy, że wychowawca nie jest
specjalistą, że szkoła nie ma środków na takie jakieś dodatkowe zajęcia, że
przecież już od początku córka jest traktowana inaczej, w przeciwnym razie
miałaby zupełnie inne oceny, że gdyby każdy tak mógł prosić o dodatkowe
zajęcia, to zaraz znalazłby się ktoś na dodatkowe czytanie, liczenie, itp. Cały
czas otrzymujemy informację, że na terenie szkoły nie można prowadzić żadnej
terapii! Nikt nie chce nawet zerknąć do Pani porad z książki. Ostatecznie na
naszą prośbę spotkał się z nami Pedagog szkolny i zgodził się na spotkanie w
Poradni z prowadzącą Zuzię p. Psycholog
i ustalenie z Nią, czy mógłby podjąć jakieś działania, ale spotkanie nie
zdążyło już się odbyć. Zanim zamknięto szkoły, poinformowałam Dyrekcję i
Pedagoga o planowanym przez Panią szkoleniu. Nawet nie zerknięto na wydrukowaną
informację. Przesłałam do Wychowawczyni
i Pedagoga wiadomość o webinarze, tym marcowym, nic mi nie odpowiedzieli.
A my? Teraz Zuzia jest szczęśliwa, że jest w domu. Boi się
na myśl o powrocie do szkoły. Wychowawczyni pisze do nas tylko tyle, ile do
wszystkich. Uczymy się, nagrywamy czytanki, wysyłamy. Pozornie wszystko jest
dobrze, tak jak i było w szkole ( "Gdzie Państwo znajdą taką szkołę z tak
nielicznymi klasami, z takimi warunkami" ) Poradnia nawet do nas nie
zadzwoniła, że zawieszają terapię i zamilkła w ogóle. W minioną środę Pani Zuzi
zorganizowała krótkie spotkanie on-line. Córka bardzo się bała, nie chciała w
nim uczestniczyć. Udało nam się ją namówić pod warunkiem, że jej nie będzie
widać. Dzieci machały, witały się, Pani zauważyła, że jest też Zuzia i nic
więcej. Napisałam jakie to było dla córki trudne, ale udało się i była! I znowu
cisza, Nie poddaję się i zamierzam zaprosić Wychowawczynię i Pedagoga na
kolejny webinar. Nie wiem, co zrobią. Dziś pomyślałam też o zaproszeniu
Wychowawczyni na Pani darmowy LIVE. Bo
nasze działania teraz stoją w miejscu, Zuzia nie chce rozmawiać z nikim przez
telefon, z klasą nie ma żadnych kontaktów. Do usłyszenia Pani Mario.
Zdesperowana
mama Zuzi